Tomek Wróblewski bloguje: Uzależnienia


Uzależnienie – na czym to polega ?




Napić się, czy nie napić ? Zapalić papierosa ? Wziąć działkę narkotyku bądź leku ? Oddać się
erotycznemu haju surfując po stronie internetowej z twardą pornografią ? A może zjeść kolejna
tabliczkę czekolady ? - oto jest pytanie. Traktując jednak problem zupełnie poważnie, zapewne nie raz
zadawaliśmy sobie to pytanie, stojąc przed wejściem do jakże ochoczo zapraszającego nas swym
blaskiem neonu z witryny sklepowej o jednoznacznej treści postaci: „Alkohole 24h”, „Smart Shop”,
„Sex Shop” czy „Cukiernia”. Ten i jemu podobne hasła tytułowe mają na celu zwrócić naszą uwagę że
właśnie tu, właśnie w tym miejscu nabędziemy produkt, który przyniesie nam odrobinę rozluźnienia,
namiastkę szczęścia, czy też ulgę skołatanym nerwom po dniu ciężkiej pracy. Co to za substancja
zapytacie ? Czy może chodzi o słodzony czy też w wersji light napój amerykańskiego koncernu, a
może rzecz rozchodzi się o zwykły sok pomarańczowy? Myślę, iż tytuł owego artykułu rozwiewa
wszelkie wątpliwości, wszak odpowiedź na wyżej wymienione pytanie brzmi: środki psychoaktywne
zmieniające stan świadomości. Cóż to za „magiczne” substancje, w wyniku działania których osiągamy
stan sprzyjający rozluźnieniu, dobrej zabawie, dodające elokwencji, szeroko rozpostartych skrzydeł i
rozwiązujące jakże mocno skrępowany język, gdy siedzimy w restauracji z atrakcyjną kobietą i nie
bardzo wiemy co powiedzieć by nie wyjść na sztywniaka.


Skąd zatem rodzi się ów dylemat w naszej głowie, skąd to pytanie, które zazwyczaj jest
szybko rozwiewane przez stosowne uprawdopodobnienie i zracjonalizowanie, iż właśnie ten moment,
ta sytuacja jest dobra by sięgnąć po dawkę substancji. Nie jeden czytelnik powie: ja nie mam takich
dylematów, dla mnie to nie problem, jeśli jest sprzyjająca ku temu okazja to po prostu nie widzę
problemu by wypić drinka, piwo czy lampkę wina, inni dodadzą, że jeden joint jeszcze nikomu nie
zaszkodził, zaś kto inny uargumentuje oglądanie pornografii koniecznością rozładowania napięcia
erotycznego zaś zjedzenie litrowego kubka lodów koniecznością podniesienia poziomu cukru w osoczu.


Owszem, zapewne większość z nas nie boryka się z takim dylematem, bo i po co, skoro
następnego dnia potrafimy wrócić do normalności i stawić czoło rolom jakie zwykliśmy wykonywać w
naszym życiu. Jednak w tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy, bowiem jak to w życiu bywa, nie
zawsze nad wszystkim mamy kontrolę i nie zawsze nad wszystkim możemy zapanować. Moment, w
którym ulega zatarciu granica spożywania kontrolowanego danej substancji, moment w którym
umyka nam kontrola nad ściśle określonymi kompulsywnymi tj. przymusowymi zachowaniami o
charakterze rytualnym, ów moment możemy uznać za sytuację problematyczną. Wtedy pytanie
rodzące się w głowie, które postawiliśmy na wstępie tego artykułu nie jest bezpodstawne. Zazwyczaj
jest to sygnał próbujący zwrócić naszą uwagę na fakt, iż nasza ostatnia „przygoda” z czynnikiem
uzależniającym nie do końca wyglądała tak jak sobie to planowaliśmy. Okazuje się bowiem, iż nie
wiedzieć czemu w pewnym momencie utraciliśmy kontrolę nad ilością a często i rodzajem spożywanej
substancji uzależniającej, oraz nad pewnymi zachowaniami kompulsywnymi. W takich chwilach
tracimy wątek sytuacyjny, zaś fakt jak trafiliśmy do miejsca zamieszkania często nam umyka i jest
trudnym do odtworzenia scenariuszem.


Jak już zauważyliśmy w umyśle osoby zdrowej, potrafiącej spożywać kontrolowanie pewnego
rodzaju substancje czy też tzw. euforyzatory, nie dochodzi do walki na płaszczyźnie moralnej bowiem
sytuacja nie jest widziana kategoriami problemu , dla takiej osoby po prostu ów problem nie istnieje
co implikuje sytuację, iż nie ma potrzeby zadawania, a co więcej odpowiadania sobie na tak
postawione pytanie.


Na czym zatem polega specyfika uzależnienia się od substancji psychoaktywnych,
kompulsywnych zachowań czy zdarzeń wywołujących pożądany stan emocjonalny będący swego
rodzaju hajem. Generalnie wszystko uzależnione jest od procesów biochemicznych zachodzących w
naszym mózgu. Procesy te, a w szczególności ich ciągły i zmienny charakter mają bezpośredni wpływ


na postrzeganie rzeczywistości oraz jej trzeźwy bądź upośledzony odbiór. W dużym skrócie,
funkcjonowanie mózgu wymaga substancji chemicznych zwanych neuroprzekaźnikami, te zaś
powodują, że mózg pracuje, a my myślimy i czujemy. Produkty przemiany substancji
psychoaktywnych wchodzą w związki z neuroprzekaźnikami. Kiedy ilość neuroprzekaźników spada
poniżej normalnego poziomu, wpadamy w tzw. dołek emocjonalny czy psychiczny. Depresja, irytacja,
brak energii czy wewnętrzny niepokój są ściśle związane z niedoborem neuroprzekaźników. Kiedy
przestajemy zażywać daną substancję, bądź rezygnujemy z czynnika uzależniającego np. konkretnego
kompulsywnego zachowania jak oglądanie pornografii czy korzystanie z usług płatnego seksu bądź po
prostu odmawiamy sobie przyjemności związanej z jedzeniem, wtedy właśnie poziom
neuroprzekaźników gwałtownie spada. Częste poddawanie mózgu takim zmianom jest przyczyną
powstawania nałogu, czy też zachowań nałogowych bądź kompulsywnych o charakterze rytualnym
będących psychicznym a w późniejszych stadiach prawdopodobnie i fizjologicznym przymusem
regulowania uczuć i procesów myślowych.


Uzależnienie się człowieka od specyficznej substancji czy zachowania polega zazwyczaj na
niemożliwości przerwania praktykowania specyficznego działania, zwłaszcza w dowolnym, z góry
przewidywanym momencie. Celem takiego oddziaływania jest podniesienie poziomu
neuroprzekaźników a tym samym poprawienie samopoczucia. Uzależnienie czy też inaczej nałóg to
brak zdolności utrzymania w dłuższym okresie szeroko pojętej abstynencji, to niemal stały i
permanentny stan poszukiwania, za wszelką cenę, środka czy sytuacji pozwalającej na podniesienie
poziomu neuroprzekaźników. Istnieje jednak moment, w którym mózg intensyfikuje swoją działalność
i wytwarza nadmiar neuroprzekaźników, ów moment jest okresem naturalnego można powiedzieć
„mini-haju”, wtedy zaczynamy myśleć trzeźwo, rozpiera nas energia do działania i optymizm. Okres
taki jest dobrym punktem wyjścia do zastosowania np. leczenia terapeutycznego będącego
psychodynamicznym procesem zmiany osobowości, celem owego procesu jest nauczenie się jak na
nowo żyć bez środków czy sytuacji i zachowań uzależniających. Należy jednak pamiętać, iż okres ten
jest stosunkowo krótki bowiem trwa około 30 dni, po nim zaś następuje ponowne zmniejszenie
wydzielania neuroprzekaźników co porównać można do pracy silnika na niskooktanowej mieszance.
Rezultatem takiego działania jest apatia, spadek energii psychicznej, depresja i brak jasności myślenia.
Często jest to mur nie do przeskoczenia gdzie osoba uzależniona ponownie sięga po substancję czy
też wraca do zachowań czy sytuacji powodujących sztuczne podniesienie neuroprzekaźników. Jeśli
jednak uda się przebrnąć przez ten niesprzyjający okres czeka nas faza przystosowania i rozwiązania
polegająca na powrocie do normalnego życia, jednak nie wolnego od problemów dnia codziennego,
przy czym będąc wyposażonym w narzędzia zdobyte podczas terapii, jesteśmy w stanie radzić sobie z
życiem bez uciekania od problemów w takie pułapki jak: alkohol, narkotyki, sex, czy kompulsywne
obżarstwo.


Autor:
Tomasz Wróblewski

http://www.ingoodshape.pl

Michał Ryters bloguje: Tricki treningowe Arnolda

Witam. Mam przyjemność przedstawić wam kolejnego współpracownika ! Ma na imię Michał Ryters i jest instruktorem personalnym w Warszawie. Więcej informacji o nim znajdziecie na jego blogu. Tymczasem prezentuje jego ciekawy artykuł o trickach treningowych Arniego ! Zapraszam do lektury.



Tricki treningowe Schwarzeneggera

"Never be satisfied with your development, learn to love the challenge and, most of all, stay hungry." - Arnold Schwarzenegger.


            Ostatnio natknąłem się na ciekawe informacje dotyczące różnych technik treningowych stosowanych przez Arnolda Schwarzennegera. Niektórym Czytelnikom może się wydawać, że są one przestarzałe, ponieważ zostały wymyślone dawno temu. Prawda jest jednak taka, że wiele obecnych technik wykonywania ćwiczeń opiera się na pierwowzorach powstałych w złotych czasach kulturystyki. Oczywiście Arnold robił wiele rzeczy źle. Wielu ekspertów słysząc, że np. wykonywał niekończące się serie prostowania nóg siedząc na maszynie, w celu mocnego „wycięcia” mięśni czworogłowych ud, łapie się za głowę krzycząc - „po co?!”. Jednak, czym były popełnione przez niego błędy na tle jego sylwetki? Warto pamiętać, że w czasach, gdy startował Arnold nie było tak szerokiej oferty odżywek i suplementów dla kulturystów, jak jest dzisiaj. Dawniej, znacznie większą rolę niż obecnie, w przygotowaniach do zawodów, odgrywała dieta, treningi oraz mocna psychika. Skoro Arnold Schwarzenneger budując swoją formę, w czasach mniejszych udogodnień dietetycznych oraz suplementacyjnych zrobił, nie oszukujmy się - fenomenalną formę, to dlaczego my, mając ogromny wybór odżywek i suplementów nie możemy zrobić takiej formy?

                   No dobrze…, może trochę przesadziłem. Biorąc pod uwagę ponadprzeciętną genetykę Arnolda nie wiem czy ktokolwiek i kiedykolwiek zrobi podobną formę. Ale możemy przynajmniej spróbować ;).
Aha… zapomniałbym. Mimo, iż okres, w którym trenował Arnold, przypada na lata 60. i 70. XX w., to mimo wszystko, wiedział on o jednej, niepodważalnej i najważniejszej rzeczy w kulturystyce … mianowicie, kluczem do jak największej hipertrofii mięśniowej (zwiększanie masy) jest szokowanie mięśni różnorodnymi bodźcami! Niżej opisane metody, idealnie pasują do hasła „szok” i to jest ukryty sens tego artykułu. Przedstawienie metod treningowych Arnolda rozpoczynam od opisania dwóch metod, które mimo upływu czasu nie straciły nic na swojej popularności.


„Drop serie”
Czyli zmiana ciężaru. Metoda nie została wymyślona przez Arnolda Schwarzeneggera, ale przez Henry’ego Atkinsa, Arnold jednak bardzo ją spopularyzował. Stosował ją w wypadku wyciskania sztangielek leżąc na ławce poziomej oraz unoszenia przedramion ze sztangą stojąc, można jednak zastosować ją do większości ćwiczeń.
Warto tu przypomnieć, że mięśnie są zbudowane z włókien czerwonych (dobrze reagują na dużą liczbę powtórzeń w seriach - niechętnie się rozwijają) oraz białych (dobrze reagują na małą liczbę powtórzeń w seriach - bardzo podatne na rozwój). Każdy mięsień zawiera różną liczbę tych włókien. Inny też jest stosunek jednych do drugich.
Jak już wyżej wspominałem, kluczem do rozbudowy mięśni jest ich szokowanie różnorodnymi bodźcami. Szok, w tym znaczeniu, jest tożsamy z powstawaniem mikrouszkodzeń we włókach mięśniowych, zarówno czerwonych jak i białych, które to mikrouszkodzenia organizm musi naprawić za pomocą białka. Konsekwencją tego jest zwiększenie poprzecznego przekroju włókien mięśniowych, czyli masy mięśni. Tak w dużym skrócie wygląda proces hipertrofii mięśniowej.
Wykonując serię jakiegoś ćwiczenia, aktywujesz do pracy (a w dalszym rozrachunku powodujesz uszkodzenia) tylko pewien procent włókien mięśniowych pracujących mięśni. Istotą drop serii jest aktywacja maksymalnie możliwej liczby tych włókien przy ich mocnym uszkodzeniu.
Przedstawię to na następującym przykładzie. Masz w planach wykonanie 12 powtórzeń unoszenia przedramion ze sztangą o wadze 50kg. Dziesiąte powtórzenie w serii poszło ci ciężko, jedenaste jeszcze ciężej, a przy dwunastym nastąpiło załamanie ruchu. Sztangę uniosłeś tylko do połowy ruchu. Co to oznacza? To, że doszedłeś do załamania mięśniowego w tym jedynym przypadku, tzn. przy takiej liczbie powtórzeń na takim obciążeniu. Aktywowałeś, zatem włókna mięśniowe, odpowiedzialne za pracę w tej jednej serii. A co z resztą włókien..? No i właśnie tutaj koncert rozpoczynają drop serie. Obniżasz ciężar na sztandze o 10-20% i wykonujesz uginania dalej, aż do załamania. Tutaj już będą dodatkowo aktywowane włókna, które nie pracowały w poprzedniej serii ze względu na inny ciężar oraz, najprawdopodobniej, inna liczbę powtórzeń. Nie stosujemy żadnych przerw, oprócz tych potrzebnych na zmianę ciężaru. To ile takich drop serii zrobisz w jednej serii ćwiczenia, zależy od twoich indywidualnych predyspozycji, jednak nie warto przekraczać trzech drop serii w 2-3 seriach na daną grupę mięśniową.
Metoda ta powinna być stosowana z umiarem, ze względu na możliwość przetrenowania. Nie powinny jej stosować osoby rozpoczynające treningi.

Rest / pause
Zapewne wielu z Was stosowało tą metodę nie wiedząc o tym. Tak jak w wypadku drop serii, metoda ta wymaga racjonalnego podejścia do niej. Nie jest też zalecana dla osób początkujących.
Metoda ta nie jest skomplikowana, a mimo to, przynosi bardzo wiele korzyści. Chodzi w niej o wykonywanie danego ćwiczenia aż do załamania ruchu. Następnie odpoczywamy kilka sekund odpoczynku i wykonujemy kilka dodatkowych powtórzeń. Ponownie odpoczywamy kilka sekund i wykonujemy jeszcze 1 lub 2 powtórzenia (jeżeli nie możemy wykonać powtórzeń w pełnym zakresie ruchu, to wykonujemy je w zakresie niepełnym).
Są również dwa sposoby za zagospodarowanie fazy odpoczynku. Można całkowicie odłożyć ciężar, odczekać chwilę i zrobić kolejne powtórzenia, lub nie odkładać go.
Metodę tą można stosować do każdego ćwiczenia, warto jednak zadbać o odpowiednie zabezpieczenia, np. o asekurację kolegów.

System 1-10
Bardzo mało znana metoda, którą Arnold stosował w wypadku unoszenia przedramion ze sztangą stojąc (bicepsy) oraz wyciskania sztangi na ławce (mięśnie klatki piersiowej). Nie jest to metoda dla osób początkujących. Za nim zaczniemy ją stosować konieczna jest dobra rozgrzewka.
Na początku zakładamy na sztangę takie obciążenie, aby móc wykonać jedno powtórzenie poprawnie technicznie. Następnie redukujemy ciężar tak, aby móc wykonać dwa powtórzenia poprawnie technicznie. Ponownie redukujemy ciężar, tym razem tak, aby móc wykonać trzy powtórzenia. Redukcję ciężaru kontynuujemy dotąd, aż będziemy mogli wykonać 10 powtórzeń w ostatniej serii, Nie robimy żadnych przerw między seriami. Przerwą dla nas jest tylko czas potrzebny do redukcji ciężaru. Osoby stosujące tę metodę muszą się przygotować na wyraźnie odczuwalny ból w ćwiczonych mięśniach.

System 21
Jedna z najbardziej znanych odmian unoszenia przedramion ze sztangą stojąc (ćwiczenie na bicepsy). Ronnie Coleman, 8-krotny Mr. Olympia, zazwyczaj wykonywał unoszenia przedramion ze sztangą stojąc jako ostatnie ćwiczenie na bicepsy i często stosował w nim System 21. System ten polega na tym, że najpierw wykonujemy 7 powtórzeń do połowy zakresu ruchu, tzn. od pozycji wyjściowej (sztanga opuszczona), do pozycji, w której przedramiona są równoległe do podłogi. Następnie unosimy sztangę do pełnego skurczu bicepsów i opuszczamy ją do pozycji, w której przedramiona są równoległe do podłogi, po czym ponownie unosimy ją do pełnego skurczu bicepsów. I tak jeszcze 6 razy. Na zakończenie serii wykonujemy 7 pełnych powtórzeń. Całość, czyli 3x7 daje jedną serię składającą się z 21 powtórzeń.

Raz Ty, raz ja
Metoda ta dotyczy również unoszenia przedramion ze sztangą stojąc. Ujmujemy sztangę i stajemy naprzeciwko partnera treningowego, po czym wykonujemy serię unoszenia przedramion ze sztangą. Po zakończeniu serii oddajemy sztangę partnerowi, którego zadaniem jest wykonanie większej liczby powtórzeń niż my. Taka „zabawa” trwa tak długo, aż obaj będziemy mogli wykonać tylko po jednym powtórzeniu. Należy pamiętać o tym, że sztanga nie może dotknąć podłogi w trakcie ćwiczenia.
Serie o zmiennych bodźcach
Idealna metoda do ostatniego ćwiczenia na daną grupę mięśniową. Zamiast wykonywać daną liczbę serii jednego ćwiczenia, wykonaj po jednej serii różnych ćwiczeń, na tą samą grupę mięśniową. Dzięki temu ćwiczone mięśnie będą stymulowane pod różnymi kątami i zwiększy się liczba pracujących włókien mięśniowych. Dla przykładu, zamiast wykonywać 4 serie unoszenia przedramion ze sztangą stojąc, wykonaj jedną taką serię, a potem po jednej serii unoszenia przedramion ze sztangielkami z supinacją, unoszenie przedramion ze sztangielkami siedząc oraz na zakończenie unoszenie przedramion ze sztangielkami w chwycie młotkowym. Wszystkie ćwiczenia oddziaływają na bicepsy, ale każde w inny sposób i pod różnymi kątami.

Wymuszone ruchy negatywne
Doświadczeni kulturyści od dawna wiedzą, że dla procesu rozwoju mięśni ruch negatywny (opuszczanie ciężaru) jest ważniejszy niż ruch pozytywny (unoszenie ciężaru). Arnold też o tym wiedział i w swoich treningach poszedł nawet o krok dalej. Niezbędny do tego jest partner treningowy, którego zadaniem jest dociskanie ciężaru wtedy, gdy go unosisz. Nie dość, że musisz przeciwstawić się ciężarowi np. sztangi, to dodatkowo jeszcze musisz pokonać siłę, jaką dokłada ci partner treningowy.
Nie zalecam stosowanie tej metody przy przysiadach i martwym ciągu.

Pompowanie krwi do mięśni
Zadaniem tej metody jest mocne „dopompowanie” mięśni za pomocą małego ciężaru. Chodzi tu o zatrzymanie ruchu, w różnych jego fazach. Arnold stosował tę metodę np. przy unoszeniu ramion ze sztangielkami bokiem w górę stojąc (mięśnie naramienne). Po każdym uniesieniu sztangielek na wysokość 10-15 cm na kilka sekund zatrzymywał ruch, po czym go wznawiał.
Metodę tę można stosować w każdym ćwiczeniu.

Serie nierównomierne
Metoda ta doskonale się sprawdza w wypadku mięśni najsłabszych. Arnold stosował ją w treningu mięśni łydek. Wykonywał po jednej serii na te mięśnie pomiędzy kolejnymi seriami ćwiczeń danego dnia, plus dodatkowych jeszcze kilka serii na zakończenie treningu. Dawało to w sumie około 15 serii.

Jednodniowe uzdrowienie
Wspominam o tej metodzie po to, aby przedstawić wam, jakim Arnold był wariatem i ile poświęcenia wkładał w treningi. W weekendy razem z partnerem treningowym ładował do samochodu obciążenie oraz sztangę i jechał poza miasto na piknik. W dogodnym miejscu wyjmowali z samochodu cały ten sprzęt zaczynali ćwiczyć na łonie natury, przez cały dzień, oczywiście z przerwami. Przeważnie ograniczali się do robienia jednego ćwiczenia, np. przysiadów. Arnold pewnego dnia zrobił ich aż 55 serii!
Ćwiczenie w każdej lub w większości serii na maxa, może trochę dać nieźle czadu. Arnold uważał, że tego typu trening za miastem zmusi mięśnie do lepszego wzrostu. Uważał też, że jeśli 10 serii jakiegoś ćwiczenia jest dobre, to 20 serii będzie jeszcze lepsze…

Michał „Rtz” Ryters
www.MR-Trener.pl

Michał bloguje: Wszystko na temat mleka !


Mleko jest dla dzieci - mówił Arnold Schwarzenneger



Czy zdanie wypowiedziane przez legendę kulturystyki - Arnolda Schwarzennegera to prawda? Czy rzeczywiście mleko, które przecież jest polecane przez gwiazdy ekranu i sportu w kampaniach społecznych jest niekorzystne dla osób pragnących zbudować atletyczną, pozbawioną zbędnej tkanki tłuszczowej sylwetkę?



W coraz to szybciej rozwijającej się nauce na temat fizyki ciała nowe koncepcje są co i rusz prezentowane, by obalić poprzednie. Również dzieje się to w odżywianiu i suplementacji dla sportowców, a w tym przypadku głównie kulturystów i fitnessek, ale także amatorów, lubujących się w jędrnych, plażowych sylwetkach.



Każdemu znane są zalety niskowęglowodanowej diety przy redukcji tkanki tłuszczowej, wszyscy znają zdrowotne działanie kwasów tłuszczowych omega-3, a nawet dzieci w przedszkolu wiedzą, że warto jeść warzywa i owoce ze względu na wysoką zawartość witamin i minerałów, odpowiedzialnych za prawidłowe funkcjonowanie naszego organizmu. Jednak wciąż zdanie na temat picia mleka jest podzielone. W czasopismach lifestylowych zalecany jest shake na mleku po treningu, gdyż białko w nim zawarte jest bogate we wszystkie potrzebne do regeneracji mięśni po wysiłku aminokwasy i traktują je ja manne z nieba. Inni - jak Arnold - odrzucają picie mleka, głosząc tezy, że nie można zbudować wyrzeźbionej sylwetki, pijąc mleko i spożywając dużo nabiału.



Czym zatem jest mleko, które zrobi Cię, według haseł na billboardach, wielkim?



Przede wszystkim składa się z węglowodanów - laktozy, która jest dwucukrem, zawierającym cukry proste glukozę i galaktozę. Nic dziwnego jednak, że wiele osób zakochało się w mleko ze względu na zawartość białka i tłuszczy w przewadze nasyconych, które potencjalnie podwyższają poziom hormonów anabolicznych.

Mamy więc idealny napój, który odżywi nasze mięśnie i zapewni redukcję tkanki tłuszczowej! No cóż, nie tak szybko...



Jeśli chodzi o określenie, czy mleko powinno być uwzględniane w diecie niskowęglowodanowej w większości przypadków ludzie patrzą na zawartość makroskładników na etykiecie i o ile pijąc mleko nie dostarczamy więcej białka, węglowodanów i tłuszczy niż przewidziane w diecie, to nie spowoduje to załamania założeń diety.

Jednak nie wystarczy tylko kontrolować ilość węglowodanów, czy kalorii w planie dietetycznym, ale także patrzeć na źródło, z którego pochodzą.

Głównym problemem w diecie mlecznej jest nietolerancja laktozy. Często po wypiciu mleka można doświadczyć złego samopoczucia, wzdęć, zmęczenia i znużenia.



Ustaliliśmy już, że laktoza to główny składnik mleka. Dzieci mogą ją strawić, ale z wiekiem zanika enzym trawiący laktozę - laktaza. Jeśli w to nie wierzysz, zrób test - wypij szklankę mleka i zanotuj jak się czujesz. Dzień później zjedz kawałek sera i jogurt i zanotuj również.



Widzisz różnicę? To nie kwestia mleczarni, jak sądzą niektórzy, ale fermentacji. Proces fermentacji rozkłada laktozę, ale życzę szczęścia przy spożywaniu sfermentowanego mleka.



Poza tym prawo wymaga od mleczarni pasteryzowania mleka, który to proces polegający na poddawaniu obróbce termicznej, prowadzi do denaturyzacji białka zawartego w mleku. Nie można wprowadzać do sprzedaży surowego mleka prosto od krowy. Pasteryzacja niszczy lub amuje wzrost drobnoustrojów a sprzedaż mleka surowego jest nielegalna w większości krajów na świecie.



Przypominam sobie pewne badania, które mówiły, że mleko jest lepsze po treningu niż odżywki białkowe. Bzdura! Co innego produkcja mleka, a proces powstawania białka serwatkowego.



Trenujemy ciężko nad swoją sylwetką, ale czy warto dodawać do diety coś co spowoduje rozdęcie, zmęczenie i spustoszenie w Twoim przewodzie pokarmowym, podnosząc poziom katabolicznego i powodującego odkładanie się tłuszczu w dolnej części brzucha hormonu kortyzolu? Myślę, że nie brzmi to najlepiej i każdy sobie już odpowiedział na to pytanie.

Ja nie piję mleka już od przeszło 6 lat i naprawdę czuję wielką różnicę!

Nowa współpraca: Tomasz Wróblewski

Witajcie w ten świąteczny dzień !

T-motywator nie próżnuje w święta! Zawiązaliśmy kolejną współpracę. Chciałbym wam przedstawić Tomka Wróblewskiego - instruktora z Łodzi. Będzie publikował u nas swoje artykuły, na podobnej zasadzie jak Michał Gronowski.
Poniżej krótki artykuł o Tomku z MH a wkrótce jego artykuły


Wesołych Świąt !

Wesołych Świąt ! 


Odpuście dietę i trening na święta, jedzcie co chcecie i ile chcecie !
Odpoczywajcie z bliskimi popijając dobrego drinka !



2 stycznia zaczniecie od nowa zapieprzać na siłowni .


Wszystkiego najlepszego dla naszych czytelników życzy ekipa T-MOTYWATOR !




GVT - German Volume Training

Świetnie tłumaczenie Andrzeja Roszkowskiego, artykuł godny polecenia, całość znajduje się na sfd.pl, link poniżej !






"Oryginalny Niemiecki Trening Objetościowy 


Nowe spojrzenie na klasyczną metodę stawania się wielkim wg Charlesa Poliquina.


Superserie czy trójserie pozwalają nam wykonać mnóstwo pracy treningowej w krótkim czasie. Metoda Pauzy Odpoczynkowej pozwala na użycie wiekszych ciężarów dzięki czemu możemy rekrutować najoporniejsze włókna mięśniowe, a metoda Treningu Ekscentrycznego (Powolnych ruchów opuszczania ciężaru - przyp. tłum.) pozwala na przełamanie zastojów siłowych. Ostatecznie moznaby rzec iz każdy system treningowy działa (jeśli ćwiczymy intensywnie), przynajmniej przez parę tygodni w czasie których ciało adaptuje się do niego. 
Jednakże istnieje system wybijający się spośród wszystkich innych metod. jest brutalnie trudny, ale jak się okazało jest niezwykle skuteczną metodą by dopakować szybko masę mięsni."


Ciąg dalszy artykuły GVT




Michał Bloguje: Które węglowodany są najlepsze ?


Które węglowodany są najlepsze w danym momencie


Od pewnego czasu w środowisku trwa dyskusja której tematem jest rodzaj źródła węglowodanów, jaki należy stosować przed i po treningu. Jeszcze 10 lat temu węglowodany oznaczały po prostu carbo – mieszankę sacharydów o różnej długości łańcucha, zawierającą kombinację cukrów prostych i złożonych. Jakiś czas później, naukowcy zajmujący się wpływem różnych źródeł pożywienia na organizm, odkryli znacznie lepsze produkty uzupełniające glikogen (glikogen to cukier mięśniowy stanowiący najszybciej dostępne źródło energii dla pracujących mięśni). Carbo odeszło na drugi plan, ustępując pola skrobii jęczmiennej, skrobii kukurydzianej, woskowi kukurydzianemu i pozostałym popularnym wielkocząsteczkowym węglowodanom. 

Zastanawiałem się jednak, jakie są korzyści ze stosowania jednego i drugiego źródła węglowodanów? Czy w każdej sytuacji warto spożywać takie samo źródło cukru? Kilogram carbo to koszt około 25 zł, kilogram skrobi jęczmiennej to wydatek dwukrotnie wyższy, około 55 zł. Szczególnie biorąc pod uwagę, że węglowodany spożywa się w znacznej ilości, a dla osoby o wadze 80 kg zaleca się przynajmniej dwie 50. gramowe porcje, przed i po treningu. 


 
Indeks glikemiczny to specjalny sposób klasyfikacji źródeł węglowodanów, który pokazuje stopień wzrostu poziomu cukru we krwi po spożytym posiłku. Im wyższa jest wartość IG, tym szybciej dany pokarm podnosi poziom cukru we krwi. 
Nie można nie wspomnieć, że węglowodany o wysokiej wartości indeksu glikemicznego wywołują również wahania stężenia glukozy w organizmie człowieka, co nie jest szczególnie korzystne. 

Według przeprowadzonych dość dawno badań, połączenie węglowodanów prostych ze złożonymi wpływa na szybki, ale stabilny wzrost poziomu glukozy we krwi, nie wywołując przy tym ani skoków, ani spadków energii. Nawet badania obejmujące hospitalizowanych pacjentów z cukrzycą przeprowadzone ponad 60 lat temu wykazały, że połączenie tych dwóch źródeł węglowodanów jest lepszym wyborem, w wypadku zapotrzebowania na szybką, długotrwałą energię. 

Dla osoby trenującej oznacza to jedno. Jeśli chcesz uzupełnić węglowodany przed treningiem, połącz cukry proste ze złożonymi. Po treningu węglowodany wchłaniają się niemalże tak samo, bez względu na wielkość cząsteczki – w tym wypadku najlepiej sprawdzą się najtańsze cukry proste. Jednakże w ciągu dnia najlepszym wyborem będzie skrobia jęczmienna lub kukurydziana. Ja stosuję dokładnie taki schemat i jak do tej pory nie odkryłem lepszego sposobu na uzupełnienie węglowodanów. 

Michał bloguje: Zapij zakwasy

Zapraszam na artykuł naszego dobrego znajomego Michała Gronowskiego z www.trener-personalny.pl







Zapij zakwasy

Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam kawę. Pod każdą postacią, o każdej porze dnia. Teraz nie jest dla mnie niczym strasznym, choć wciąż pamiętam przerażające historie opowiadane przez osoby z mojego otoczenia, jakoby kawa miała zniszczyć mój układ krwionośny, rozstroić nerwy i zadziałać na moje serce równie destrukcyjnie, co promienie słoneczne na wątłe ikarowskie ptasie  przydatki.

Dlatego cieszy mnie wciąż rosnąca popularność najnowszych badań medycznych, dających kawie dyspensę od domniemanej szkodliwości. Nie doszło jedynie do puryfikacji kofeiny jako używki co najmniej szkodliwej. Oczyszczono ją ze wszystkich zarzutów, nadając jej równocześnie status remedium wielu cywilizacyjnych dolegliwości, śmiejąc się tym samym w twarz medycyny czasów przeszłych, pokazując przy okazji, jak omylnie można podchodzić do wielu tematów. 
 
W ciągu ostatnich lat kofeina stała się jednym z najszerzej badanych i omawianych środków stosowanych przez sportowców i miłośników fitnessu. Kofeina działa stymulująco i pobudzająco na nasz organizm, ratując w trakcie spędzanych późno w nocy godzin w pracy. Nie raz wspomagała mój trening, gdy zmęczony po ciężkim dniu pełnym treningów personalnych nie miałem ochoty na nic, nie wspominając o chęci zmagania się z ciężarami w klubie fitness.


 
Co chcę wam zaproponować, jest tematem nieco mniej popularnym. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie tyle nieznanym szerzej, co ograniczonym do wąskiego grona fitnessowych maniaków. Czy ktoś z was zastanawiał się nad wykorzystaniem kofeiny w celu zmniejszenia dolegliwości bólowych mięśni wywołanych przez przeciążenia w trakcie treningu?
 
Zwróć uwagę na skład leków przeciwbólowych dostępnych bez recepty. Najczęściej znajdziesz tam jeden z głównych składników przeciwbólowych (kwas acetylosalicylowy [aspiryna], ibuprofen, nurofen lub paracetamol). Jednak zaraz po nich często wyszczególniony jest jeszcze drugi składnik: kofeina. Okazuje się bowiem, że po spożyciu kofeina podnosi próg bólu, zmniejszając jego odczuwanie. Idąc za ciosem można założyć, że spożywanie kofeiny przed treningiem może wpływać na zmniejszenie dolegliwości bólowych wywołanych przez przeciążenia mięśni w czasie treningu. Nie mylmy jednak bólu z zakwasami – zgodnie z aktualnie obowiązującą wiedzą, to nie mleczany wywołują zakwasy. Ból który odczuwasz 1-2 dni po ciężkim treningu jest w sposób bezpośredni związany z podnoszonymi przez ciebie ciężarami i wywołane ciężkim treningiem przeciążenia mięśni. Gdy podnosisz sztangielkę, włókna mięśniowe ulegają uszkodzeniu. Jeśli stosowane przez ciebie obciążenie było większe, niż to, do którego mięśnie były przyzwyczajone, dojdzie nie tylko do naprawy uszkodzonych włókien mięśniowych, również do ich nadbudowy. Tak w skrócie wygląda wzrost masy mięśniowej. Jednak sam proces naprawy uszkodzonych włókien nie pozostaje bez wpływu na nasze samopoczucie, gdyż odczuwamy to jako bolesność mięśni. Pewnie nie raz budząc się rano z bólem mięśni odczuwałeś ochotę na zażycie garści tabletek. Doraźnie byłoby to do zaakceptowania, jednak w przypadku wielu lat treningu nie będzie to szczególnie korzystny ruch. Na ratunek przychodzą nam stosowane od dawna, bezpieczne środki. Jednym z nich jest właśnie stara, dobra kofeina. Aby jednak nie być gołosłownym, następnym razem opiszę wam, skąd założenie, że kofeina może być przydatna w zwalczaniu bólu potreningowego.

Suplementacja w trakcie treningu?

Posiłki przed – i potreningowe nikogo nie dziwią, jednak niedawno pojawił się także nowy trend. Jest nim picie napoju izotonicznego w trakc...